Zaznacz stronę

Szafran o miłości

recenzja

Szafran i miłość komponują się fantastycznie!

Szafran to najdroższa na świecie, rdzawo – złota, przyprawa, która służy nie tylko do urozmaicania dań, ale także do barwienia tkanin, leczenia wielu chorób, uśmierzania bólu. Jest także cenionym afrodyzjakiem, znanym z gorzkiego smaku, w którym rozpoznać można nuty miodowo-korzenne…

I wszystko się zgadza. Niedziela, wieczór, dzień jak co dzień wzbogacony został jej obecnością, zaleczyła kilka ran, pobudziła do działania, wzruszyła do łez, pozwoliła posmakować słodyczy w gorzkim świecie.

To był fantastyczny wieczór z rudowłosą artystką, której nazwisko jak żadne inne doskonale komponuje się z uczuciem, o którym śpiewa. „Szafran o miłości”, taki tytuł nosił koncert Justyny Szafran, który odbył się 13 maja na Scenie Ciśnień we wrocławskim Capitolu. Zabawne komentarze, dystans do siebie, dialog z widzami, łzy wzruszenia, uszkodzony kontrabas, taniec, improwizacje i cudowne, kongenialne interpretacje znanych piosenek , które wraz z upływem czasu brzmią coraz lepiej. Taki właśnie był dwugodzinny wieczór z Justyną Szafran, Piotrem Matuszczykiem, Wiesławem Prządką i Zbigniewem Wromblem.

Słuchaliśmy piosenek i zapowiedzi zauroczeni siłą i prawdą ich interpretacji. Fortepian, akordeon, bandoneon, kontrabas i głos Justyny Szafran sprzężony z doskonałym nagłośnieniem i stosownym oświetleniem nie pozostawił nikogo obojętnym. Po ostatnim utworze widzowie ruszyli szturmem z owacjami na stojąco i nie dali artystom zejść ze sceny. Długie bisy odbywały się pomimo braku jednej struny w kontrabasie Wrombla.

Podczas koncertu zabrzmiały piosenki z wznowionej właśnie płyty „Łagodna” wydanej przez wrocławskie wydawnictwo Luna music oraz utwory Edit Piaf. Rozpoczęło się od sprawdzenia jakie napoje wniosła artystka na scenę. W jednym kubku była woda, w drugim kawa (ta druga, dla tych, którzy są zmęczeni, albo się zmęczeni poczują). Widz z pierwszego rzędu potwierdził, ale ponoć opłacony- żartowała Justyna.

Potem podziękowała, że przyszliśmy, a nie grillujemy i rozpoczęła część z piosenkami z „Łagodnej”. Śpiewała m.in.  „Jestem Maria, aż z Buenos Aires…”, „Tancbuda i saxofon” z zaskakującym i zabawnym przejściem w „Daj mi tę noc”, cudną interpretację „Nie dorosłam do swych lat…”, nie obyło się bez „Dantego”, „Sonetu 116”, „Miasteczka cud” i „Taxi”, a na bis „Cyganerii” i spolszczonego „Janka”.

W części z piosenkami Piaf Justyna interpretowała prawie wszystkie utwory francuskiej pieśniarki po polsku, Świetnie zabrzmiał m.in. list do boksera. Drobna, ruda artystka, która w 1996 roku na PPA wygrała wszystkie nagrody, śpiewała i płakała, a my wraz z nią, w piosenkach opowiadała o ludziach i ich problemach. Nuciliśmy wraz z nią „Brawo, brawo…” i „Non, rien de rien”, o tym, że nic a nic nie jest jej żal, czy „Tłum”.

W sobotę Justyna Szafran odbierała wyróżnienie w Operze Wrocławskiej jako „Zasłużona dla Wrocławia”,  a  w niedzielę stała na Scenie Ciśnień w charakterystycznym rozkroku, małej czarnej i śpiewała nieco zachrypniętym głosem najpiękniejsze przeboje piosenki literackiej i aktorskiej. Takich koncertów się nie zapomina, takimi spotkaniami się żyje dosypując szafran do kawy.

tekst: Dorota Olearczyk

maj 2018

https://pik.wroclaw.pl